Takiej sepsy nie miał prawa przeżyć – lekarze powiedzieli, że na 99,9% umrze. To cud, że Oliwier nadal jest z nami! Chociaż dramatyczna walka o życie zakończyła się szczęśliwie, straszne zakażenie organizmu pozostawiło po sobie “pamiątki” na całe życie… Oli już powinien zacząć chodzić, ale stracił nóżki. Jego ciało pokrywają blizny – to one zawsze będą nam przypominać o tym horrorze. Najważniejsze jednak, że synek jest z nami, a my robimy wszystko, by miał jeszcze szansę na normalne życie – napisali rodzice Oliwiera Szymanowskiego.
Jak tak maleńkie dziecko wyszło z tak strasznej choroby? Wstrząs septyczny, ostra niewydolność wielonarządowa, rozległa martwica ponad połowy ciała – plecy, ręce od łokci w dół, brzuch, nogi… Nerki synka w ogóle nie pracowały przez ponad miesiąc, a dzisiaj są niewydolne. Właściwie mieliśmy czekać tylko na najgorsze… Lekarz, który zobaczył wyniki Oliwierka powiedział, że to książkowy przebieg najgorszego rodzaju sepsy piorunującej. A zaczęło się zupełnie niewinnie…
Luty 2018 roku. Wcześniej Oli był zdrowy, nie było żadnych problemów. Gdy miał dwa miesiące, dostał kataru, który po lekach ustąpił. W tym czasie starsza siostra miała zapalenie ucha. Wkrótce mieliśmy iść z synkiem na pierwsze szczepienie, ale zaczęło dziać się coś niepokojącego. W nocy z 21 na 22 lutego Oliwier obudził się z krzykiem, nie chciał jeść, pić. O 3 w nocy pojechaliśmy do szpitala ze stanem podgorączkowym. Badania krwi w porządku, ale zostawili nas na obserwacji. Gdy rano przyszła do nas pani doktor, na klatce piersiowej synka były już dwie wybroczyny. Zleciła ponowne badania krwi. Wyniki były szokująco złe!
Czas mijał, ale nikt nic nie robił. Pielęgniarki proszone o pomoc mówiły, że lekarz kazał obserwować. Dopiero po kilku godzinach wdrożono antybiotyk. Wtedy też powiedzieli nam, że tu nic więcej nie zrobią i wysłali Oliwierka na OIOM. Obserwowałam, jak z minuty na minutę mój synek coraz gorzej się czuł. Oddychał z trudnością, a na całym ciele pojawiła się wysypka. Na intensywnej terapii zapadła diagnoza – sepsa. Bakterie dostały się do krwi, powodując ogromne spustoszenie. Po kilku godzinach wybroczyny były już na całym ciele, a zaczęło się przecież od dwóch maleńkich plamek…
Byliśmy w szoku. Jak ze stanu podgorączkowego nagle mój synek znalazł się w szponach śmierci? Rozpacz mieszała się ze strachem, którego nie da się wyrazić słowami. Gdy lekarz nam powiedział, że stan dziecka jest krytyczny i właściwie nie ma szans na przeżycie, nie dało się powstrzymać łez. Gdzieś tylko w środku była nadzieja, że Oli przetrwa i jeszcze zobaczymy jego słodki uśmiech. Nadzieja na przekór strasznym prognozom…
Nerki przestały pracować, konieczne były dializy. Gdy udało się je unormować, pojawił się problem z nóżkami i rączkami. Te pierwsze stały się wręcz czarne… Moje maleńkie, słodkie stópki, które jeszcze niedawno całowałam, teraz pokrywała brunatna skorupa. Lekarze musieli ją nacinać, by krew mogła płynąć. Było jednak coraz gorzej. Mogliśmy zobaczyć synka na dwie minutki trzy razy dziennie. Mimo wszystko cały czas byłam w szpitalu. Wierzyłam, że on czuje moją obecność, wie, że mama jest blisko…
Doszło do martwicy, amputacja była nieunikniona. Oli stracił nóżki, ale zachował życie! To był po prostu cud… Do szpitala trafiliśmy w lutym, wyszliśmy w lipcu. W międzyczasie Oluś przeszedł mnóstwo operacji i zabiegów, właściwie bez chwili wytchnienia. Amputacje, przeszczepy skóry i wiele, wiele innych. Nieustannie był na morfinie i nikt nie umiał nam powiedzieć, co będzie dalej. Trzeba było tylko czekać.
Jak się później okazało, przyczyną posocznicy był meningokok, a dokładnie Neisseria meningitidis typ W. Okazało się też, że Oliwier urodził się z niedoborem odporności, cały czas czekamy na badania genetyczne. Dzisiaj jesteśmy w domu, najgorsze mając za sobą. Jednak by ta historia miała naprawdę szczęśliwe zakończenie, czeka nas jeszcze wiele lat ciężkiej pracy…
Mimo tych tragicznych przeżyć, Oli bardzo szybko doszedł do siebie. Jest uśmiechnięty, raczkuje, umysłowo rozwija się znakomicie! To kamień z serca, bo przez nieustanne diagnozy i morfinę wszystko stało pod znakiem zapytania… Jesteśmy w domu, powoli odbudowujemy nasz świat, choć nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Oli nie ma nóżki do kolana, w drugiej nie ma stopy (została tylko pięta). Powinien już chodzić, ale bez protez to niemożliwe.
Źródło: https://www.siepomaga.pl/ FB Oliwier Szymanowski